sobota, 26 marca 2011

Profesjonalny rowerzysta i Pani Róża

Bardzo przyjemny dzień, mknę sobie na swoim rowerze z niebezpiecznie isadoro-duncanicznie powiewającym szaliczkiem i lekkim sercem, od czasu do czasu - w ramach akcji protestacyjnej przeciwko brakowi ścieżek rowerowych - rozjeżdżając jakiegoś przechodnia. Zatrzymuję się na przejściu dla pieszych i nagle obok mnie pojawia się Profesjonalny Rowerzysta. Profesjonalny Rowerzysta ma profesjonalny rower w metalicznych kolorach z różnymi profesjonalnie migającymi przyrządami i profesjonalny kask na swoim profesjonalnie obleczonym w rowerowe dzianiny ciele. Obracam głowę sprawdzając, czy to może nie przodownik jakiegoś Tur de Frans, który za bardzo się rozpędził, ale nie. Profesjonalny Rowerzysta też odwraca głowę i jego spojrzenie protekcjonalnie ślizga się po moim starym gracie, powodując skrzypienie ramy oraz jej rdzewienie ze wstydu.
- Ścigamy się! – mówi więc do Profesjonalnego Rowerzysty moja wkurwiona ambicja, używając do tego moich strun głosowych
- Dobrze. Dam ci nawet fory.
Startujemy więc jak burza, pedałując ile sił, Profesjonalny Rowerzysta - jak widzę kątem oka - pedałuje jedną nogą i trzyma się kierownicy jedną ręką, drugą wysyłając najwyraźniej esemesa z komórki, żeby dać mi jakiekolwiek szanse. Pedałuję jak opętana, ciało wypełnia mi spazmatycznie wdychane świeże powietrze, całe jego mroźne hektolitry rozrywają mi płuca. Niestety to na nic.
- Oh, nie przejmuj się – mówi mi utrzymujący dwumetrowy dystans z przodu Profesjonalny Rowerzysta, siedząc tyłem na kierownicy i popijając drinka – mój aerodynamiczny rower sam jedzie, tymczasem twoje 23 druciane koszyki dosyć cię spowalniają.
Pedałuję więc jeszcze bardziej zawzięcie, podczas gdy Profesjonalny Rowerzysta ziewa znudzony. Koniec końców muszę się zatrzymać i na chwilę położyć.
- Dzwoń na Ojom – mówię łamiącym się głosem. – Najwyraźniej mam zawał.
Profesjonalny Rowerzysta ustawia mnie do pionu i daje klapsa.
- Nic ci nie będzie. Na drugi raz mierz siły na zamiary.
Cholerne świeże powietrze, które umościło sobie gniazdko w moim wnętrzu, nie chce mnie opuścić aż do wieczora, i w gangsterskiej komitywie z zakwasami powoduje mdłości i drżenie.
Następnego dnia, zrezygnowana, kupuję sobie tygodniowy bilet, czego staram się unikać, odkąd na stronie Komunikacji Miejskiej pojawił się Pan Bilecik, powodujący u mnie nieodmiennie
mdłości i drżenie.



foto: andreas bleckmann

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...