czwartek, 30 czerwca 2011

Schody do nieba

Schody. Cudowny wynalazek architektury, umożliwiający ludzkości wchodzenie do podniebnych komnat i na wieże katedr. A w przypadku upper clasy na piętro z sypialniami. Schody, na górze których człowiek jest istotą ludzką, pełną planów i pomysłów, a na dole których już tylko martwą, szmacianą lalką, ze skręconym kręgosłupem.
Niedawno dowiedziałam się, że tak właśnie zginęła M. Co jest o tyle szokujące, że chwilę wcześniej wygrała z rakiem. W ogóle tyle wygranych bitew zaliczyła w życiu. Ale nie ze schodami.
Wszyscy nagle zaczynają śpiewać jednym głosem: „A jeszcze wczoraj o niej pomyślałem, a zadzwonić miałam, a libacja miała się odbyć, ale niestety się opóźniła i teraz to można co najwyżej na stypie.”
Zupełnie jakby ta świeżo odłowiona z zapomnienia kolektywna mieszanina ludzkich zaniechań miała możność przyczynić się do zgonu.


M. była osobą rozrywkową, więc się (chyba) nie obrazi:



Jeśli w nocy będzie skrzypieć podłoga, a drzwi same się zamkną lub roztworzą, to zdejmę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...